17.04
Dzisiaj w Polsce, ale też w pozostałych rzymskokatolickich krajach obchodzimy Wielkanoc, czy też jak niektórzy to określają Zmartwychwstanie Pana.
Dla mnie natomiast jest to pierwszy raz, gdzie spędzam święta na emigracji, ale kolejny raz w Anglii. Kilka lat temu, byliśmy wspólnie z Mamą u siostry. Osobiście jakoś specjalnie ich nie obchodzę. Co mam na myśli? Po prostu to, że nie chodzę ze święconką do Kościoła, ani też nie mam szału mycia okien czy też wielkich porządków w mieszkaniu. Wiadomo, jakiś barszcz się zje, czy też zrobi sałatkę warzywną, ale to tyle.
Dzisiaj byliśmy z siostrą w New Forest, rezerwat, gdzie na wolności żyją kucyki. Świetnie uczucie doświadczyć bliskości takiego zwierzęcia, ale też jest tam masa terenów, gdzie można sobie urządzić czy to piknik, czy to po prostu pochodzić i popatrzeć na kucyki.
Tak jak wspominałem w ostatnim wpisie, miałem robić Landmark i go odbyłem w zeszły weekend. Powiem Wam, że miałem kilka przełomowych momentów podczas jego trwania (właśnie w nim o to chodzi, aby mieć przełomy). Może to, to, że pracuje nad sobą, albo czegoś innego, ale spodziewałem się, że dostanę bardziej „w dupę”. Tak czy inaczej, jestem bardzo zadowolony z tego, że mogłem zrobić Landmark.
W pracy dobrze nadal wracam późno, ale nie spodziewałem się, że będę miał zamknięcia. Nie ma tego złego, że w Polsce miałem nocki czy też drugie serwisy, bo chociaż kojarzyłem filtrację oraz jak być grill, więc z tego jestem zadowolony. Chłopaki z mojej byłej restauracji byliby dumni ze mnie. :)
Z czytaniem nada na bakier, jakoś mi się chwilowo odechciało czytać. Choć nie powiem, zaczyna mi się znowu chcieć czytać, więc pewnie niedługo coś zacznę poczytywać, ale zobaczymy.